wtorek, 27 marca 2012

#1

       W pierwszej chwili słowa dyrektora w ogóle do niej nie dotarły. Otępienie po pobycie w zamkniętym pokoju jeszcze do końca z niej nie uleciało. Potem znaczenie tego co powiedział zaczęło do niej nagle docierać. Powoli, bardzo powoli narodził się w niej sprzeciw, a gardło ścisnęło jej się w żałości. Mężczyzna wyglądał na zbolałego i zmęczonego, zrobił krok w jej stronę, jakby chciał ją pocieszyć, ale dziewczyna odskoczyła natychmiast, cofając się gwałtownie w stronę drzwi. To był koniec, koniec wszystkiego.

" - Przykro mi, Flara.. Wierz mi, że jestem jednym z nielicznych, których ta decyzja naprawdę zabolała. Rada pedagogiczna postanowiła usunąć cię ze szkoły.. na stałe. Ponieważ jesteś niepełnoletnia i nie masz nikogo, kto zamiast ciebie wziąłby odpowiedzialność za twoje niedawne.. przewinienie.. za poparciem ciała pedagogicznego i pod naporem ze strony Spiżowej Rady, jestem zmuszony stale i nieodwołalnie usunąć cię ze społeczności magii.. W ciągu dwóch najbliższych dni od teraz zostanie nałożona na ciebie pieczęć, która pozbawi cię możliwości posługiwania się tehre, a pamięć o świecie magii zostanie doszczętnie wymazana, po czym zostaniesz odesłana do.. domu. Naprawdę mi przykro, Flara.. Gdyby to zależało ode mnie.."

       Trzasnęła drzwiami, padła na kolana przy łóżku i rozpłakała się na dobre. Po raz pierwszy od dwóch tygodni. Nie chciała opuszczać Faldaron House. Tu znalazła wreszcie przyjaciół, czuła się rozumiana, potrzebna, wyjątkowa. Mimo surowych zasad panujących w tej szkole, nigdy nie żałowała chwili, w której zgodziła się podjąć w niej naukę. W domu dziecka w Cailing zawsze panowała dyscyplina i dzieci były do niej przyzwyczajane od samego początku. Dzień, w którym dyrektor Faldaron House zjawił się w jej pokoju i zaczął jej tłumaczyć jak bardzo jest mu przykro, że nie odkrył jej wcześniej, opowiadać jej o wielkim, fascynującym świecie magii na około niej, o tym jaką ona sama posiada olbrzymią moc, z której być może nie zdaje sobie sprawy, był dla niej najpiękniejszym dniem w życiu. Jak w jakimś pięknym, nierealnym śnie opuściła Cailing i zamieszkała w Faldaron House, szkole magii, która stała się dla niej nowym, wyśnionym domem. Flara zawsze wiedziała, że jest wyjątkowa, ale nigdy nikomu o tym nie opowiadała, wiedząc, że i tak nikt by jej nie uwierzył, że potrafi rozmawiać z psami albo, że dwa razy w miesiącu nad Cailing przelatuje stado dziwnych, blado-niebieskich ptaków.
       Kiedy tylko rozpoczął się jej pierwszy rok w Faldaron House, wiedziała, że to już nie może być tylko sen. Chłonęła wiedzę jak szalona, znalazła przyjaciół, rozwijała się. W zwyczajnej szkole nigdy nie szło jej najlepiej, ale tutaj naprawdę chciała się uczyć. Nie tylko ona zauważyła jednak wzrost jej wewnętrznej siły, która nazywana była energią. Nauczyciele sumiennie strącali ją na niższy poziom edukacji, starając się poskromić rosnącą w jej wnętrzu moc. Z początku Flara czuła się niedoceniana, wręcz odepchnięta, ale szybko przyzwyczaiła się do takiego traktowania, tak jak przywykła do niego w domu dziecka. Czasem udawało jej się wyciągnąć po kryjomu jakieś ciekawsze książki z biblioteki i tak szlifowała swoją wiedzę i umiejętności, ukrywając się przed surowymi nauczycielami. Z początku źle się czuła omijając szkolne zasady lub będąc zmuszoną ukrywać swoje umiejętności przed opiekunami, ale po roku wyrzuty sumienia przestały ją dręczyć. Na wakacje musiała niestety wrócić do Cailing, ale tym bardziej wyczekiwała początku roku szkolnego. W ciągu kolejnego roku na dobre zaprzyjaźniła się z jednym z nauczycieli, który dobrodusznie bagatelizował jej ponadprogramowe wyskoki, a nawet pomagał jej w nauce co trudniejszych zaklęć.
       Traktowała go jak ojca albo jak najlepszego przyjaciela. Często zabierał ją na wycieczki, uczył ją, rozmawiał z nią, a ona zwierzała mu się ze wszystkiego, zaskakiwała go swoją ambicją i ogromną mocą. Wiedziała, że tylko jemu mogła zaufać, tylko jemu.
       A teraz, tuż po rozpoczęciu trzeciego roku, zdarzył się wypadek, który zmienił całe jej życie. Nagle wszystko się zmieniło. Wszyscy się od nie odsunęli, jakby nagle stała się trędowata. Cała szkoła nagle stała się zimna, niedostępna, ponura i wroga. Zniknęło całe światło i ciepło.. Zniknęło wszystko..
       Mimo to wciąż wolała zostać tutaj. Wiedziała, że nie ważne jak będzie źle, nigdy nie będzie gorzej niż w Cailing. Z czasem błędy są wybaczane, urazy się zacierają, spory się rozwiązują.. Bardzo chciała w to wierzyć.. I nagle, po tych wspaniałych dwóch latach, zadecydowano wyrzucić ją z tej społeczności, którą traktowała jak rodzinę. Z miejsca, które znaczyło dla niej więcej niż dom, ponieważ nigdy tego prawdziwego nie miała. Miała wrócić do Cailing, do znienawidzonej rzeczywistości zwyczajnych ludzi, która darzyła ją taką samą, jeśli nie większą nienawiścią. Nie wiedziała już co było gorsze, straciła poczucie wartości. Straciła całą nadzieję.
       Jej łzy kapały na pościel łóżka, póki nie wzeszedł księżyc i nie pojawiły się wszystkie gwiazdy. Wtedy już tylko leżała na łóżku, wbijając przepełnione smutkiem oczy w ścianę swojego pokoju. Wiedziała, że "dwa najbliższe dni" były tylko formalnym zwrotem, a ciało pedagogiczne zrobi wszystko, żeby pozbyć się jej stąd jak najszybciej. Następnego dnia miała zostać na nią nałożona pieczęć i już na zawsze miała zapomnieć o Faldaron House, o przyjaciołach, niesamowitym świecie magii i o.. Westchnęła głęboko, z trudem podnosząc się z łóżka. Powoli, bez pośpiechu zaczęła pakować plecak i torby podróżne. Kiedy nie miała już na to siły i czuła, że zbiera jej się na płacz, odkładała wszystko i siadała z książką na parapecie, aby chociaż na chwilę oderwać się od bolesnej rzeczywistości i pomarzyć, jeszcze przez kilka godzin.. Pobłądzić we wspomnieniach.

       Nie spała całą noc. Wiedziała, co jej się przyśni. Po dwóch tygodniach śnienia o tym samym nie mogła się spodziewać niczego innego. Przestała na chwilę pakować książki do torby, żeby popatrzeć chwilę na wschodzące słońce, które zaczynało już rzeźbić zarys południowego krańca lasu i północnej wieży szkoły. Westchnęła, zastanawiając się czy w ogóle pozwolą jej zabrać wszystkie te książki, które zawierały tyle wspomnień i informacji o świec-
 - Zapowiada się wspaniały dzień, prawda? - usłyszała nagle przyjazny, męski głos za swoimi plecami.
       Odwróciła się gwałtownie, odruchowo przygotowując prawą dłoń do uwolnienia obronnej inkantacji, choć przecież założona na nią bariera nie pozwalała jej na żadne użycie magii. Na jej łóżku siedział niewzruszony wysoki mężczyzna o lekko opalonej twarzy, z ciemnymi włosami i miodowo-złotymi oczami. Te czujne, wesołe oczy wpatrywały się w nią wyczekująco, niczym ślepia dzikiego zwierza, gotowego do ataku. Zamarła, filtrując wzrokiem całą jego postać. Był umięśniony, ubrany w skórzaną kurtę bez rękawów i ciemne, luźne spodnie, ściągnięte ciężkim, ciemnobrązowym pasem, ze srebrną, rzeźbioną klamrą. Ciemne włosy sterczały mu figlarnie do góry, dłuższe z tyłu były spięte w luźny kucyk. Twarz znaczyła mu długa blizna, biegnąca wzdłuż żuchwy, od krótkiej, ciemnej bródki, niemalże do lewego ucha. Na oko miał około dwudziestu paru lat i wydawał się być z czegoś bardzo zadowolony.

poniedziałek, 19 marca 2012

#0

    Henry Vassar, dyrektor renomowanej uczelni magii, Faldaron House, dawno już nie miał tyle na głowie. Przeklinał swój podeszły wiek, który przeszkadzał mu na każdym kroku od zeszłego popołudnia. Odłożył słuchawkę telefonu na miejsce, ale ten zaraz zadzwonił ponownie. Starszy mężczyzna westchnął przeciągle. Telefony dzwoniły od rana. Od rana też przed jego zmęczonymi oczami przewijały się dziesiątki ludzi. rodzice przyjeżdżali zabrać swoje dzieci do domów, reporterzy żądali informacji, Diamentowa Rada, zajmująca się edukacją w świecie magii, stawiała przed nim niewygodne pytania i oczekiwała szybkiego podjęcia decyzji, Spiżowa Rada domagała się natychmiastowego wydania sprawcy. Profesor Vassar był rozdarty, a reumatyzm i pogarszający się słuch wcale nie ułatwiały mu sprawy. Z rezygnacją odebrał kolejny telefon i cierpliwie wysłuchał wszelkich oszczerstw i wyzwisk jakimi w niego ciśnięto, po czym oczywiście zgodził się na wypisanie ucznia do domu.
    W momencie kiedy odłożył słuchawkę, usłyszał pukanie do drzwi. Do jego skromnego gabinetu weszło trzech mężczyzn w garniturach. Jeden z nich miał ze sobą czarną walizkę, drugi czarną torbę podróżną. Telefon zadzwonił ponownie.
 - Dyrektorze. Nazywam się Kevin Vick i..
 - Tak, czekałem na Pana - westchnął dyrektor, wstając - Nie muszą się panowie przedstawiać, dość mi już na dzisiaj nazwisk.
 - Nie odbierze pan telefonu?
 - Dzwonią bez przerwy. Chodźmy - odrzekł zmęczonym głosem dyrektor, zarzucając marynarkę na ramiona.
    Mężczyźni nie spierali się i wyszli posłusznie na korytarz, w towarzystwie leciwego dyrektora. Profesor Vassar poprowadził ich polerowanymi, marmurowymi korytarzami.
 - Chcą panowie najpierw przesłuchać.. sprawcę.. czy zobaczyć miejsce zbrodni?
 - Miejsce zbrodni. Świadek nam nie ucieknie, ślady mogą zniknąć..
 - Szukanie śladów nie będzie konieczne.. Tam już nic nie zostało - odparł ponuro profesor.
 - Wybaczy Pan, ale w tej kwestii mam większe doświadczenie.
 - Doświadczenie nie ma tu nic do rzeczy, detektywie.. Tam już nic nie ma - powtórzył dobitnie, z goryczą w głosie.
    Vick nie skomentował tej tajemniczej uwagi, wymieniając tylko niepewne spojrzenia z kolegami. Starszy mężczyzna wyprowadził ich na zewnętrzny dziedziniec, gdzie skręcił w stronę rzadkiego lasu, który służył uczniom i nauczycielom Faldaron House za park. Od wczorajszego popołudnia kręciło się am kilku członków pierwszej i drugiej brygady uderzeniowej, zabezpieczając miejsce zbrodni. Dotarłszy do granicy lasu dyrektor przywitał się uprzejmie z młodym wartownikiem, który jako jedyny stał w miejscu i nic nie robił. Detektyw Vick przedstawił siebie i swoich kolegów, po czym młodzieniec odsunął się i pozwolił im przejść przez barierę, zabezpieczającą las przed wejściem niepożądanych osób. Od tego miejsca nie zaszli zbyt daleko.
 - Mam nadzieję, że mają panowie mocne nerwy.. - powiedział cicho profesor Vassar, zatrzymując się nagle.
 - Praca tego od nas wymaga, dyrektorze. - odparł uprzejmie detektyw. - Przyzwyczailiśmy się do widoku krwi.
 - Na to co teraz zobaczycie nikt nie jest przygotowany.. - westchnął, rozpoczynając zdejmowanie ochronnej bariery z miejsca przed nimi.
    W pierwszej chwili po zdjęciu bariery Vick odniósł po prostu wrażenie, że wszystko wokół zostało przemalowane na czerwono. Zaintrygował go widok czerwonych drzew, liści i szpilek. Czerwone szyszki, czerwona trawa, ziemia.. Wtedy dotarł do nich zapach. Kolega po jego prawej zwymiotował gwałtownie na bok. To nie był zapach farby, a krwi.. ludzkiej krwi i rozkładającego się ludzkiego ciała. Śniadanie podeszło detektywowi do gardła, ale zdołał zachować zimną krew, patrząc z niesmakiem na centrum tej makabrycznej sceny, na to co leżało pośrodku kręgu krwi, na..
 - Na męki Geda.. - wyszeptał wstrząśnięty i zdegustowany za razem. Zapach zaczął stawać się nie do wytrzymania. - Kto to zrobił..? Kto był zdolny do..
    Odwrócił wzrok. Wiedział, że będzie potrzebował jeszcze co najmniej pół godziny, żeby oswoić się z tym widokiem.